• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Turbo Egipt


W Egipcie wszystko jest inaczej. Jak mają tu ruch turystyczny, to od razu największy w Afryce. Jak rzekę, to najdłuższą na świecie (do niedawna, kurcze i to przez Polaków…). Jak zabytki,  to koniecznie największe i najstarsze.


Trafiamy tu zaraz po, a tak naprawdę wciąż w trakcie rewolucji. Kraj pogrążony jest częściowo w  anarchii i w lekkim chaosie. Na ulicach wyczuwa się napięcie, brakuje paliwa na stacjach benzynowych, pociągi kursują nieregularnie z powodu blokad na torach. Na rogatkach stoją czołgi, kolejki po benzynę uspokaja wojsko.


Dokoła strajki i ponura atmosfera w największej tu branży – turystycznej. Turystów jest kilku na krzyż. Hotele, statki pasażerskie, bazary i zabytki straszą pustkami. Na ścianach i ulicach pełno śladów rewolucji, zgromadzeń, przepychanek.

W tych warunkach na ulicach jest po prostu dziwnie. Poziom agresji naganiaczy i ulicznych handlarzy wzrósł do poziomu trudnego do zniesienia. Są zdesperowani. Wszyscy próbują dopaść nielicznych turystów, przypominających im dotychczasowe źródło utrzymania.

W powietrzu wisi grubsza afera. Z perspektywy naszej relacji wszystko jest w jak najlepszym porządku. Potencjalnie banalny, bo skrajnie turystyczny i megapopularny kraj na naszej trasie,  dynamicznie zmienił się we wszechstronnie interesujący. Ciekawe, co to się w Egipcie dziać z nami będzie…

***

Turbo Egipt. To nasz drugi arabski kraj. Świat dookoła zmienił się, a w dodatku tutaj nastąpi nasze prawdziwe pożegnanie z Afryką. Z Egiptu bowiem udamy się już do Azji, która czeka na nas na drugim brzegu: morza Czerwonego, Śródziemnego lub kanału Sueskiego.

Egipt to kraj z turbodoładowaniem. Ponad 80 milionów ludzi mieszka tutaj nad jedną rzeką. Jest tłok, jest ruch, jest hałas – najbardziej zmasowany chyba w Kairze, największym mieście Afryki. Oficjalnie w stolicy Egiptu mieszka 20 milionów ludzi, nieoficjalnie – o wiele więcej. Chyba wszyscy mają jakieś pojazdy, bo na ulicach tłok największy, jaki dotąd spotkaliśmy, choć Nairobi spokojnie może z nim konkurować dzięki fantazji Matatu drivers ;-)

Na szczęście mają tu również pustynię, więc tam poszukamy ciszy i wytchnienia od zgiełku.

Bo Egipt to kraj bardzo ciekawy akustycznie. Tutaj się nie mówi, tylko krzyczy. Z minaretów uzbrojonych w baterie megafonów lecą w świat pełne pasji przemówienia muezinów. Samochody wyposażone są w potężne, egipskie wersje klaksonów, syren i innych trąb jerychońskich. Sklepy z muzyką ryczą zawsze na 110% mocy. Wszystkie głośniki w sklepach są super turbo power 10 000 Watt. W sklepach z komórkami dominują telefony muzyczne i zawsze z największym jak się tylko da głośnikiem.

Do tego na głównej ulicy Assuanu czy Luksoru zaczepiają cię prawie wszyscy, oferując absolutnie wszystko.

I have nothing!

Antek, zaczepiony przez dealera wszystkiego standardowym: What you need?, odpowiedział asertywnie - Nothing!. Ale dealera tym bynajmniej nie spławił, wywołał tylko cudowną reakcję: Yes! I have nothing! Litlle nothing, big nothing? Which one you want?.

By uciec przed tą nagonką, wystarczy oczywiście skręcić w bok z głównej, bazarowej ulicy Assuanu czy spacerniaka nad Nilem, który pełni tu taką samą funkcję, jak u nas Krupówki w Zakopanem. Boczne uliczki są pełne normalnego życia, ciekawsze i  pozbawione natrętów.

Choć kamieniem od dziecka zawsze można oberwać. Niektórzy ludzie w Egipcie rzucanie kamieniami mają we krwi, nie do końca wiemy, czemu. Rzucanie kamieniami w przejeżdżające pociągi czy samochody to popularna rozrywka, co z pewnością cieszy rozbudowane lobby szklarzy. W wielu miejscach z pasją rozbija się tu szyby i z równie wielką pasją wprawia na ich miejsce nowe.

Zanim dojedziemy czy dopłyniemy do Jordanii, czeka nas konfrontacja z najtrudniejszym na trasie Globall, ze względu na kolosalną, ociężałą i dziwaczną biurokrację, krajem.  Dotąd Afryka była dla nas pod tym względem łaskawa. Od samego początku szło nam świetnie na granicach i w urzędach. Trochę dopiekło nam przejście z Etiopii do Sudanu, na którym celnicy ogolili z różnych pamiątek z trasy dwa nasze samochody. Ale echosonda na dachu „Trupka” dzielnie jedzie dalej. Właśnie, mieliśmy wyjaśnić, co to jest ta echosonda.

A więc jest to monstrualna amfora, którą Jazzman wypatrzył w Etiopii w z jednej z chałup, w których gościliśmy i kupił. Wygląda ta amfora jak skradziona z muzeum w Kairze;-), sterczy na dachu samochodu jak wezwanie dla celników - tu jadą przemytnicy antyków. Obawiamy się, że Trupek tą echosondą ściągnie na nas pograniczne kłopoty… i nie mylimy się. Na granicy Etiopii z Sudanem echosonda wzbudza wielkie zainteresowanie mundurowych. Co prawda Trupkowi udaje się tę granicę przejechać siłowo (celnik się odwrócił i Trupek przejechał w sumie nielegalnie do Sudanu…), ale dwa auta które zostały w Etiopii (czyli 2 metry wcześniej) już tego szczęścia nie mają. Trzepanie tych samochodów i walka z celnikami trwała dwa dni, całej kupy przedmiotów odzyskać się nie udało…

Ethiopia attacks Eritrea


Tak czy siak, czasowo wyrobiliśmy się nienajgorzej. Zaraz po naszym przejeździe do Aksum, armia etiopska znowu ruszyła na Erytreę i teren, przez który się przedostaliśmy kilka dni wcześniej, znowu stał się areną walk. Nie ma tego złego…

GloBall attacks Egypt

Ale prawdziwe schody zaczynają się tutaj. W Egipcie.

Przeprawa promowa przez jezioro Nassera. Zaczęło się z fajerwerkami, z katastrofą morską w tle, a potem… Turbo Egipt nas uwięził. Zostaliśmy internowani przez Assuan, gościnnie, niechcący, ale jednak. Nieokiełznana dotąd wolność ekspedycji GloBall została zamknięta w klatce.

Dodatkowe informacje