Uwaga
Utopia a la Etiopia
- Szczegóły
- Kategoria: Wiadomości GloBall 2012
- Opublikowano: poniedziałek, 26, marzec 2012 23:03
- Mateusz Zmyślony
Z Chorsomaloria jedziemy do wielkiego miasta Awasha. Potrzebny jest na chwilę Internet, by wysłać relacje i załatwić mnóstwo spraw na odległość. Po drodze mijamy fantastyczny kraj. Pełen pięknych widoków, najwyższych na świecie termitier, ale przede wszystkim, pełen ludzi i ich spraw.
Kwitnie w nim przydrożny handel, wyraźnie dzielący mijane regiony i miejsca na specjalizacje. Są rejony owocowe, drzewno-stolarskie, kawowe, wiklinowe, meblowe. Wszystkie są „osiołkowe” (bo wszystko noszą tu osiołki) i… przepiękne. Dzięki bardzo wysokiemu położeniu nad poziomem morza (zależy gdzie, ale zwykle jesteśmy 2.000 metrów n.p.m.) w Etiopii mimo bliskości równika jest dobry klimat – nie za gorąco, nie za zimno. A dookoła taka natura, taka flora, że pozazdrościć.
To element Etiopii. Krainy Kontrastów. Pięknie i brzydko, bogato i biednie, porządnie i nieporządnie. W Etiopii jest inaczej i to przesądza o jej magii. To nie inny kraj, to raczej inna planeta. Chwilami niby podobna do całej Afryki, Europy czy reszty świata… Ale to zawsze jest ta oryginalna Etiopia. Z własnym, niepodrabialnym charakterem, niepowtarzalna. Bo krajów chrześcijańskich jest wiele, islamskich też, górzystych, pełnych zabytków, multikulturowych, ze wspaniałymi ludźmi… Ale tylko w Etiopii jest aż tak dużo na raz i aż tak inaczej.
Na każdym kilometrze kwadratowym mieszka tu 71 osób. A spora część Etiopii to pustynie i niedostępne góry… Czuć tu te 80 milionów ludzi, są wszędzie i to jest… fajne.
Domki, płoty, tłumy towarzyszą nam prawie cały czas. Wszystko jest jakieś… nieuchwytnie stylowe, niebanalne. Nawet ogrodzenia są tu inne niż wszędzie wcześniej. Wiele z nich to żywe mury z kolców i zieleni, skonstruowane z monstrualnych kaktusów, posadzonych nie wiadomo jak dawno temu tak gęsto, że nie da się ich pokonać.
Domki piękne, choć ubogie. Pojawiają się na nich ozdoby. Kurcze, tutaj od ponad 3 000 lat jest cywilizacja, a pierwszy władca Etiopii, Menelik (oczywiście zwany Pierwszym), był synem króla Salomona i królowej Saaby. Niezła rodzinka.
Dzięki temu, bardzo stara zabudowa wiejska ma już w sobie mnóstwo prawdziwej historii, a obok niej wyrastają obeliski, stalle, świątynie i grobowce często o najdłuższym rodowodzie w całej spuściźnie rodzaju ludzkiego…
Dlatego Etiopia jest właśnie taka, jaka jest. To zupełnie inna Afryka. Pod każdym względem.
Ludzie wyglądają tu inaczej, mają inne rysy twarzy, są raczej drobni i szczupli. I piękni. Zastanawiamy się, czy oczywiście poza Polską, widzieliśmy gdzieś słodsze dzieciaki i piękniejsze kobiety, niż tutaj. Nie nam oceniać facetów, ale na pewno Etiopia jest cholernie przystojna.
To jest tak, ci z nas, którzy mają dzieci, strasznie za nimi tęsknią. Dlatego, gdy spotykamy się z cudownymi, radosnymi, niezwykle spontanicznymi maluchami z Etiopii – pękają serca.. Oto krótki fragment dłuuugiej galerii naszych małych przyjaciół z Etiopii.
To Haimano Sisei, dziewczynka z Debark w górach Siemen. Kilka drobnych, ale praktycznych prezentów, jakie jeszcze mieliśmy do dyspozycji, kilka rozmów ograniczonych do posiadanego z obu stron, skromnego zasobu słów, trochę wspólnie spędzonego czasu – i niezapomniany całus na pożegnanie, wysłany w powietrze z daleka, gdy odjeżdżaliśmy… Bezcenne.
Oto Workesht Alemu, dziewczynka-bizneswoman z małej wioski Woleka przed miastem Gonder. Profesjonalistka w dziedzinie sprzedaży pamiątek, nie mieliśmy z nią żadnych szans… Ale gdy już kupiliśmy od niej koraliki, a dzięki awarii samochodu było sporo czasu na rozmowy, pokazywanie zdjęć etc., Workesht w prezencie podarowała od siebie prezenty dla naszych dzieci w Polsce…
Są warte dużo więcej od czegokolwiek ze sklepu.
Na pięknej przełęczy w górach, w drodze do Mekele, spotkaliśmy tajemniczą „Dziewczynkę z długopisem”. Nie poznaliśmy jej imienia, bo nikt nie mówił w żadnym zrozumiałym języku. Ale dziewczynka znała po angielsku jeden zwrot – gimme a pen. Nie mieliśmy już żadnego, więc Tomek Stańco skręcił z kilku połamanych jeden dobry pen i tak powstała „Dziewczynka z długopisem”, która nas zauroczyła. A ona naprawdę była szczęśliwa, gdy dostała ten zwykły długopis. Następnym razem, gdy gdzieś pojedziemy, weźmiemy ich tonę…
A oto Hebtamu Kyssa – drobny i przedsiębiorczy chłopiec z targu w Debark, który fantastycznie pomagał innym maluchom i pięknie się z nimi dzielił tym, co miał. W zamian kupowaliśmy od niego chusteczki do nosa i gumy do żucia, z własnej inicjatywy zawyżając ceny. Inni chłopcy z zazdrości nabrali ochoty na edukację społeczną. Powstała okazja do wyjaśnienia im, że dobro procentuje i że nie warto żebrać, a warto pracować. Ciekawe, czy nauka poszła po naszym wyjeździe w las?
A na koniec, choć tych wspaniałych dzieciaków spotkaliśmy o wiele więcej, mała Kaekedan Tesfaye. Ma 5 lat i nie ma rodziców. Uśmiech i spojrzenie, jakie dostaliśmy w nagrodę za zapewnienie ochrony przed „małym szatanem”, to było naprawdę COŚ. „Mały szatan” był nadpobudliwym łobuzem i rówieśnikiem Kaekedan. Dokuczał jej ponoć od zawsze i przez cały czas. Wzięliśmy go na stronę, pokazaliśmy straszliwe czaszki wieńczące nasze dziwne samochody, zagroziliśmy, że jak będzie dalej niegrzeczny dla Kaekedan, to wrócimy po niego i zabierzemy go za karę ze sobą… „Mały szatan” przeraził się, raczej niezbyt mocno i tylko na chwilę, bo odbiegłszy na bezpieczną odległość rzucił w nas jakimś brzydkim słowem po amharsku i zwiał. Słowo musiało być interesujące, bo tłum otaczający auta wybuchnął głośnym śmiechem. Ale parę godzin później było już widać, że ostrzeżenie zadziałało. – „Szatan” trzymał się od Kaekedan z daleka. Dziewczynka była niezwykle wdzięczna. Wyjaśniliśmy więc, jak straszyć „szatana” naszą wersją „czarnej wołgi”. Może na parę miesięcy wystarczy ;-)
***
Etiopia jest urzekającym krajem, w każdym calu klasą samą w sobie.
Etiopia ma wszystko inne. Własne gesty, znaki, tradycje silniejsze niż gdzie indziej… Wszystko jest tutejsze, nie pochodzi z międzykulturowego importu. Nawet główna religia, bo to w Etiopii jest najstarsze chyba chrześcijaństwo „państwowe” na świecie. Piszę „państwowe”, bo od 1974 chrześcijaństwo etiopskie już nie jest formalnie religią państwową.
Dziś w Etiopii ponad 45 % ludzi to wierni chrześcijańskiego kościoła etiopskiego, islam sunnicki skupia około 31 % mieszkańców, 8 % ludzi wyznaje Kale Heywet, a są też oczywiście obecne wszystkie inne religie, włącznie z pierwotnym afrykańskim animizmem.
Etiopia ma swoją wiarę, kulturę, kuchnię i atmosferę. To wszystko razem składa się na jej całkowitą i wszechstronną odmienność.
Etiopia to jedyny kraj Afryki, który zawsze był niepodległy, nigdy nie został skolonizowany czy podbity, bo „włoski epizod” raczej się nie liczy. Niesamowita jest historia bitwy pod Eduą (Adwa), gdzie w 1896 włoski korpus inwazyjny pod dowództwem gen. Oreste Baratieri doznał sromotnej porażki w starciu z armią etiopską cesarza Menelika II. Świetnie wyposażone oddziały włoskie, wyposażone w nowoczesne armaty i karabiny, dostały tu tęgie lanie od dobrze dowodzonej, znającej teren, bitnej i zmotywowanej armii abisyńskiej (wcześniej na Etiopię mówiono Abisynia).
Włosi co prawda wrócili tu po 40 latach, by na chwilę spełnić megalomańskie sny Mussoliniego o kolonializmie. Przy pomocy czołgów i samolotów faszystom udało się na kilka lat zająć ostatni wolny kraj Afryki, a raczej jego doliny, bo gór nie zajął nigdy nikt. Włochom nie udało się przejąć kontroli nad całym krajem, naród dalej walczył w górach, zachował rząd z cesarzem na emigracji i już w 1941 sytuacja wróciła do normy. Etiopia do dziś może wysoko nosić głowę, zwieńczoną wspomnieniem cesarskiej korony i niezłomnego ducha.
Ten włoski wątek jest zresztą dwuznaczny, bo Włosi we wspomnieniach ludzi w Etiopii nie są wyłącznie źli – źli byli faszyści. A Włosi jako tacy, dali Etiopii wiele dobrego. Świetne, górskie drogi, najlepsze na świecie ekspresy do kawy i… etiopski Grunwald pod Eduą. Dlatego sporo Włochów do dziś tu podróżuje, a ludzie wcale nie są do nich źle nastawieni. Zresztą, czy Etiopia jest źle nastawiona do kogokolwiek?
Edua to jeden z kluczy do zrozumienia Etiopii, która jest takim afrykańskim Afganistanem. Górzystego kraju nie da się tak po prostu zająć i go mieć wbrew woli jego mieszkańców. Górska Etiopia to do dziś mnóstwo broni. Znaleźć tu można zwykłe flinty i króla afrykańskich pukawek, powszechnego tutaj kałasznikowa.
Pojedziemy pod Eduę i nie tylko, spróbujemy poczuć i zrozumieć jak najwięcej z tej Etiopii. Za pomocą piłek, wspólnej zabawy, rozmów, rozumu, serca i czego tylko się da. Zrozumieć coś z tej afrykańskiej Ziemi Obiecanej.