• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Give me your heart


Wszystkie dzieci mijane na drodze radośnie krzyczą: „ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju-ju!”.

Ju! znaczy CZEŚĆ!, JU! znaczy Witaj!, dla nas JU! jest jak doping do machania. Te dzieci, gdy krzyczą ju! są roześmiane, rozgestykulowane, niesamowite.

Oczywiście każdy kij ma dwa końce, a medal – dwie strony. Zaraz po ju! następuje nieobarczone wstydem „give me a…”. To prosta formuła: do „give me…” należy dodać nazwę tego, czego Ci trzeba i już gotowa konwersacja. Choć czasem ciężko to wytrzymać – warto. Bo ten, kto nie odwróci się plecami, może wiele zyskać, a nic nie straci.

„Give me a pen”

Hmm, ciężko odpowiedzieć „nie”, bo długopis służy do pisania, nauki, rozwoju, a w dodatku tania to rzecz. OK, jak jest okazja, to kupujemy i rozdajemy długopisy.  Tylko dobre rzeczy z tego mogą być. Dzieci to wiedzą i jedna z głównych historii, służących do nawiązania znajomości, to historia szkolna. Zwrot „I am a student” oraz pokazanie zeszytów szkolnych jest – trzeba przyznać – bardzo skuteczną techniką…

„Give me a Ball”

Oznakowanie naszych samochodów  nie pozostawia  na tym polu żadnych wątpliwości. Jedzie transport piłek dla Etiopii. Etiopia jest przyzwyczajona do pomocy z zewnątrz. Ona jest tu naturalna jak oddychanie, nie ma obciachu w proszeniu o coś. Na szczęście my naprawdę mamy piłki ze sobą i możemy je wręczać wszędzie, gdzie się zatrzymamy. Byleby zgodnie z regulaminem GloBall.

„Give me money”

No nie, sorry, takie rzeczy są zakazane. Często na tablicach pojawiają się prośby o ignorowanie takich zaczepek. To edukowanie pokolenia żebraków, a Etiopia od 1991 roku walczy o bycie normalnym krajem, demokracją, która nie tylko ze swojej historii i pejzaży może być dumna.

„Give me a sweet”

Serce pęka. Te dzieci nie dostają słodyczy, a słodycze w życiu dziecka są przecież ważne. Ale z drugiej strony to dalej szkodliwe wychowanie w duchu „give me”, no i słodycze są ponoć niezdrowe...;-) Choć w sytuacji sam na sam, gdy nie ma tłumu, czasami się łamiemy i dostajemy najsłodsze uśmiechy, jakie można sobie wyobrazić.

„Give me t-shirt”

Cała Etiopia, podobnie jak pół Afryki, chodzi ubrana w europejski second-hand. Wiąże się z tym zresztą kilka ciekawych zjawisk z pogranicza cross-cultural communication. Od powszechnych absolutnie koszulek MU, Chelsea, Barcy i Arsenalu, po często spotykane współczesne polonica, w rodzaju koszulek polskich zespołów sportowych i nie tylko.

Ubrania niszczą się za szybko, wiele dzieci biega boso w podartych rzeczach. Nie ma wątpliwości, że jest tu komu pomagać. Warto to robić, byle z głową.

Tych „give me” jest jeszcze sporo. I choć często odmawiamy Etiopczycy  dalej się uśmiechają. Etiopia to cesarstwo, wspaniały kraj wspaniałych, tylko akurat teraz, dosyć biednych ludzi.

Bardzo często nie ignorujemy tego „jujuju” i „give me”, bo wiemy, że za nimi stoją wspaniali ludzie, świetne dzieciaki, z którymi warto rozmawiać. Te rozmowy są przemiłe.  Etiopskie „give me” nie jest nachalne, ono jest trochę smutne, trochę wesołe, jest przejawem specyficznej przedsiębiorczości. Nie ma w nim postawy roszczeniowej ani żebraczej. Jest jak przerywnik wtrącony pomiędzy szczere „Cześć” i jeszcze bardziej szczere „Przyjacielu”.

PS. W większej części Etiopii nie ma głodu od 1991 roku. Bardzo skutecznie działa tutaj ONZ. Własna produkcja rolna pokrywa ok. 70-80 % zapotrzebowania na żywność. Resztę trzeba kupić lub otrzymać z organizacji pomocowych. Głód pojawia się w rejonach objętych konfliktami wojennymi, zwłaszcza na pograniczu z Somalią. Granica z Erytreą, pilnowana przez ONZ, jest spokojna i niezagrożona. Gospodarka Etiopii jest wciąż bardzo słaba. Głównym towarem eksportowym jest kawa. Ludzie mają co jeść, ale jedzą ubogo i bezmięsnie . Dlatego warto myśleć o tym, jak pomóc merytorycznie temu krajowi, który ma do zaoferowania tyle, że przeciętne europejskie państwo powinno natychmiast wpaść w kompleksy.

Aha. Ważna rzecz – muchy. Często zdjęcia z tej części świata eksponują twarze dzieci, na których siedzą muchy. To taki wizualny stereotyp trudnej sytuacji, głodu, beznadziei. Tymczasem muchy są tu tak po prostu jak wszędzie. Siadają gdzie bądź, też na twarzy. Nic to nie znaczy. Czasami się po prostu człowiekowi nie chce ich odpędzić, bo te etiopskie muchy jak usiądą, to niekoniecznie przeszkadzają. Co innego będzie za miesiąc z małymi muszkami w Sudanie… Także nie dajcie się nabrać, zdjęcie dziecka z muchą na twarzy może nie znaczyć nic więcej, niż zdjęcie dziecka.

Po co to całe PS.? To próba wyjaśnienia specyfiki tego czasem trudnego do zrozumienia, w gruncie rzeczy nienatrętnego, pełnego pozytywnej energii i bezpretensjonalnego witania-oczekiwania… Może nie jestem głodny, ale chciałbym mieć buty, piłkę, długopis. A my mamy te rzeczy, możemy się podzielić i uważamy, że warto. One się tu nie zmarnują.  A w pięknej Etiopii, nie tak łatwo na nie zarobić…



Dodatkowe informacje