Uwaga
GloBall jedzie Dodoma
- Szczegóły
- Kategoria: Wiadomości GloBall 2012
- Opublikowano: środa, 08, luty 2012 22:24
- Mateusz Zmyślony
Zanim dojedziemy do Polski – czeka na nas stolica Tanzanii, Dodoma. A jak stolica, to czas na małe resume na temat kraju, przez który jedziemy.
Tanzania to fantastyczny kraj i ludzie, którzy od razu kradną serce. Piękne i radosne dzieciaki, przyjaźnie nastawieni dorośli. Po miesiącu daleko od domu, ze zdwojoną siłą zauważamy też, jak piękne są tutaj kobiety ;-) Ale jesteśmy profesjonalistami, kochamy nasze żony i skupiamy się wyłącznie na pracy i dzieciakach, oczywiście.
Czym Tanzania różni się od Zambii? To trochę taka afrykańska Polska: na każdym kroku ludzie kreatywnie kombinują, jakby tu zarobić pieniądze.
Są totalnie aktywni – co dom, to small biznes - szyld, reklama, handel, magazyn, hurtownia, barber shop, rzeźnik, krawiec, internet cafe, kociołek z frytkami, palenisko, spawarka… Zarobić można tutaj na wszystkim.
Tanzania InterNOT
Internet cafe: to typowy afrykański pomysł na biznes, który można porównać do perpetuum mobile. Sam chyba założę tutaj taki interes ;-) Polega on na bardzo prostej, niedrogiej inwestycji. Otóż należy ustawić w małej, dusznej salce kilka starych komputerów bez dostępuj do Internetu. Następnie wywiesić szyld z napisem „Internet Cafe”. A potem ciągnąć z tego zyski – 1000 szylingów za godzinę próbowania ściągnięcia bądź wysłania czegokolwiek to niezły interes ;-) Przykład z Kondoa – przez 5 godzin udało nam się wysłać jeden plik tekstowy (50 kB) i jedno zdjęcie (436 kB).
Taki Inter-not to zmora – zabiera mnóstwo czasu nie dając żadnych efektów. Oczywiście nie płaci się tutaj za ściągnięte dane, tylko za upływ czasu. Genialne! Im wolniej działa łącze, tym InterNOT Cafe więcej zarabia!
Powoli pojawia się też…
taadaaam: Islam!
GloBall czeka na Muzułmanów z niecierpliwością – to ważna dla nas granica religijna, kulturowa (i stereotypowa) do przekroczenia.
Tanzania to miejsce, w którym dawniej rozkwitał kreowany przez wpływy arabskie handel niewolnikami. Na wybrzeżu od dawna osiedlali się wyznający islam kupcy, ekspansja religii w tych warunkach była nieuchronna. Dziś sąsiadują tu ze sobą chrześcijanie i muzułmanie, a w cieniu dwóch wielkich religii monoteistycznych ludzie i tak kultywują dawne afrykańskie wierzenia, zwłaszcza „daleko od szosy”. Nasze pierwsze obserwacje są następujące: im dalej od granicy z Zambią, tym mniej „kreatywnego ducha” na ulicach, trochę się ten świat robi spokojniejszy, bardziej ułożony. Ale też mniej spontaniczny, trochę smutnawy chwilami – muzułmanie na północy nie są tak radośni i otwarci, jak Tanzańczycy na południu.
Z drugiej strony wyraźnie porządkują chaotyczną, afrykańską rzeczywistość, ludzie innych religii mówią o nich dobrze i dobrze z nimi żyją.
Stopniowo, im bardziej zagłębiamy się w Tanzanię, zanika znajomość angielskiego (dotąd powszechna) – tutaj mówi się przede wszystkim w suahili.
Ekonomicznie oczywiście dalej jest biednie, ale nikomu to nadmiernie nie przeszkadza w życiu – ludzie są uśmiechnięci i mili, choć lekko im nie jest. Warunki klimatyczne i przyroda pozwalają tu egzystować nawet tym, którzy nie mają co na siebie włożyć i nie zarabiają pieniędzy. Pewnie trochę z tego właśnie wynika „african time”, lekkie podejście do życia, obowiązków – i brzydki stereotyp „leniwego murzyna”, całkowicie również niezgodny z rzeczywistością.
Tak naprawdę, to mnóstwo się tutaj wszędzie dzieje, ludzie są pracowici i wszędzie widać, jak powoli rozbudują swoje marzenia w kierunku tych bardziej wyrafinowanych. Afryka tanzańska dba o ubrania, fryzury (stąd to zatrzęsienie fryzjerów), muzykę, rozrywkę, łączność (komórki są wszędzie), edukację i styl życia. Zadziwia nas efektywność edukacji – dzieci i nastolatki są naprawdę świetnie wykształcone i dużo wiedzą o świecie, jeśli tylko chodzą do szkoły. A ta pierwsza (primary school) jest naprawdę powszechnie dostępna i tania, więc edukacja podstawowa jest tu naprawdę wszędzie i na dobrym poziomie.
W przestrzeni którą przemierzamy rolników powoli zaczynają wypierać pasterze – zbliżają się stepy, a na nich – Masajowie. Jesteśmy bardzo ciekawi, czy i jak będą różnili się od poznawanych przez nas wcześniej plemion – to pierwsi tacy Afrykanie-Wojownicy na naszej trasie, ponoć ich zwyczaje i zachowanie nas zaskoczą ;-)
Zapadający zmrok zmusza nas do opuszczenia drogi krajowej, nocleg znajdujemy pośpiesznie, ale miejsce jest naprawdę super. Dlaczego tu tak ładnie, cicho i bez ludzi? Tajemnica szybko się wyjaśnia – niechcący rozbiliśmy się w rezerwacie. W nocy pojawia się terenowa Toyota z czterema strażnikami. Spotkanie kończy się – jak to w Afryce – bez mandatów, pouczeń i innych europejskich wynalazków – serdecznym pożegnaniem. Możemy tu spać, jesteśmy w Tanzanii mile widzianymi gośćmi.
Tanzania aż ¼ dochodu narodowego czerpie z turystyki. Może dlatego wszyscy są dla nas tacy mili – policjanci, urzędnicy, strażnicy? Nie wiem tylko, skąd w Internecie i książkach tyle ostrzeżeń przed korupcją na drogach, check-point’ach, posterunkach policji? Może tak działa GloBall - pokazujemy piłki, zdjęcia, ulotki, wyjaśniamy, po co przyjechaliśmy do Afryki, co nieodmiennie odbierane jest z entuzjazmem? A może dostrzegamy totalny, nieprawdziwy stereotyp? Nas w całej przejechanej już Afryce, ani w Zambii, ani w Tanzanii nie spotkała jeszcze ANI JEDNA negatywna sytuacja w rodzaju próby wymuszenia łapówki. Nigdzie nie dostaliśmy żadnego mandatu, nikt nas nie okradł, nie napadł, nie oszukał. Uśmiechnięci policjanci mówią do nas „welcome to Tanzania” i bez ceregieli otwierają wszelkie szlabany.
W życiu nie byłem w bardziej gościnnym i otwartym na innych miejscu. Ciekawe, czy biali są w stanie nauczyć się od Afrykanów takiego podejścia do obcych i w ogóle do życia?
Kurcze, większość Polaków i białych z Zachodu w ogóle – gdy myśli o Afryce – myśli o parkach narodowych pełnych dzikich zwierząt, ładnych widoczkach i ewentualnie biedzie czarnych ludzi.
Tymczasem prawdziwa Afryka to są przede wszystkim właśnie Ci ludzie – bogaci w pogodę ducha, optymizm, otwartość na innych, radość życia. Można się od nich mnóstwo nauczyć. Nie tylko w klasztorach buddyjskich w Himalajach ludzie przechowują ponadczasowe mądrości i wartości – to Afryka jest kolebką ludzkości, i coś mi się wydaje, że jest z nią tak, jak ze starymi ludźmi w każdej tutaj wiosce. To oni są zwierzchnikami młodszych, bo są od nich mądrzejsi doświadczeniem. Ja się w Afryce czuję z tymi ludźmi lepiej, niż kiedykolwiek i gdziekolwiek przedtem. A to „czucie się” może być nawet sensem życia…
Korzystając z gościnności strażników rezerwatu, postanawiamy uczcić ten wieczór naszą jak dotąd najodważniejszą próbą przekroczenia kolejnej, globallowej granicy między kulturami. Tym razem podejmujemy wyzwanie z innej dziedziny – kulinarnej. Zakupione wcześniej „caterpillars”, czyli gąsienice, Tomek waży nam na kolację. Zjadamy je dzielnie, choć wymaga to od niektórych odrobiny samozaparcia ;-)
Przepis na gąsienice: kup worek robali, smaż długo w oleju palmowym, zjedz ze smakiem, uważając na zgrzytające gdzieniegdzie ziarenka piasku. W czasie konsumpcji można starać się myśleć o czymś przyjemnym, ewentualnie połykać w całości przepijając wielkimi łykami np. białego wina ;-)
Smacznego GloBallowego!