• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Zaduma nad Tunduma

Przed nami jądro ciemności. Gdy czytamy o Tundumie, dreszcz grozy przeszywa nasze serca. „Koszmarne miasteczko”, siedlisko zła, gniazdo przemytników, kieszonkowców, naciągaczy i ogólnie przestępcza stolica tej części świata.

 

Dlatego przyjeżdżamy tu wcześnie, by mieć czas na zmierzenie się z tym koszmarem. Graniczne miasteczko rzeczywiście tętni życiem. Setki miniaturowych budek, stoisk i kramików absolutnie ze wszystkim: jedzeniem, ciuchami, surowym mięsem, węglem drzewnym, bananami, częściami zamiennymi do samochodów, mango, no, i przede wszystkim z afrykańską muzyką.

Sklepy muzyczne rozpoznać można na milę po łoskocie głośników. Cała, parterowa osada ciągnie się po obu stronach granicy na jakieś 3-4 kilometry. Tłum przekupniów, cwaniaków, kierowców, przemytników i kogo tylko można sobie w takim miejscu wyobrazić buzuje między budami.

Wśród nich kroczą majestatycznie kobiety dźwigające na głowach miski ze stosami bananów, fałszywi strażnicy w fałszywych mundurach, czasami zdarzy się jakiś prawdziwy funkcjonariusz z kałasznikowem.

Przez gestykulujący i rozgadany tłum przebijają się kolumny zakurzonych TIR-ów, zardzewiałych i/lub  kolorowo pomalowanych ciężarówek, pojawiają się pierwsze w naszej Afryce TUK-TUKI. Ruch kołowy ostatecznie zagęszczają setki chińskich motocykli, właściwie motorków, rowery, rowery ciężarowe*, przeładowane taczki i różnej maści ręcznie robione wozidła**.

*rower ciężarowy - to lokalne rozwinięcie normalnego roweru osobowego, którego cała konstrukcja wzmocniona jest dospawanymi, stalowymi, budowlanymi prętami zbrojeniowymi – co zwiększa udźwig takiego pojazdu do na oko nie wiem - 200 kg.? Taki rower ciężarowy oczywiście jest pchany, nie jechany.

**wozidło ręcznie robione – to miejscowy rodzaj ciężkiej taczki, zrobiony na bazie osi z kołami od samochodu. Wozidło może wozić dowolną masę po terenie płaskim napędzane siłą mięśni jednego człowieka.

Tunduma już na pierwszy rzut oka budzi naszą wielką sympatię. Po setkach kilometrów zambijskiego buszu, w którym minęliśmy może ze cztery skromne osady i dwie stacje benzynowe, setki pojedynczych, cichych chatynek i spokojne pobocza, graniczne piekło jest miłą odmianą dla oka, ucha i nosa. Ależ tu się dzieje!

Ruszamy eksplorować zaułki, tajemnice i tłumy Tundumy. Dla nas – jest tutaj po prostu czadowo. Wszędzie muzyka, ruch, biznesy, hałas, zapachy żarcia, pieczonego i smażonego tutaj na każdym kroku na opalanych drzewnym węglem kociołkach, paleniskach i garach różnej wielkości.

Kochamy Tundumę. Wbrew wszelkim zapewnieniom książek o Afryce (że niebezpiecznie, że z jedzeniem tutaj słabo) - nam smakuje wszystko – klimat miejsca, pieczona kukurydza, wątróbka z frytkami, przepyszne świeże owoce, placki chapati…




Alfa i Omega

Formalności na granicy trwają raptem 2 godzinki z okładem, które nam wydają się chwilą – takie mnóstwo ciekawych rzeczy, ludzi i zjawisk do podziwiania wspaniale przyspiesza czas. Odprawę przeprowadzał dla nas urzędnik o ciekawym imieniu Alfa. Na pytanie, czy to popularne imię w Tanzanii odpowiedział, że nie: to jego tata ma po prostu specyficzne poczucie humoru. Brat bliźniak Alfy na imię ma Omega.

Znowu wjeżdżamy do fajnego kraju :-)


Dodatkowe informacje