Uwaga
Najpiekniejsze miasteczko garnizonowe - Sidi Ifni - Historia
- Szczegóły
- Kategoria: Maroko 2008
- Opublikowano: sobota, 28, maj 2011 09:48
- Batłomiej Suder
Trudno jest precyzyjnie określić czas największego rozkwitu miasteczka jego świetność trwała krótko.
Zbudowane zostało według reguł europejskich. Piękny czytelny także dziś układ urbanistyczny zakładał dwie dzielnice, centralną ulicę z kinem i szkołą, lotnisko i rozległe koszary. Na głównym placu znalazły się piękne altany otoczone małym parkiem. Nadal warto zatrzymać się w ich chłodzie i popatrzeć na pusty już cokół pomnika generała La Paza.
Głównym motywem architektonicznym jest hiszpańskie uproszczone art deco. Przypomina jakby unowocześnioną jego wersję, dwukolorowe, biało niebieskie budynki, posiadały subtelnie rozmieszczone okna przekryte łukami, całość założeń nosiła wiele domieszek stylu mauretańskiego. Ciekawe attyki, balkony i wieżyczki często dziś są ukryte za późniejszymi arabskimi poprawkami i przebudowami. Niestety Afrykańsko marokański styl utrzymania ruchomości i nieruchomości odbiega od europejskich standardów. Rzadko kiedy ktokolwiek decyduje się na przywracanie oryginalnego wyglądu rzeczom, raczej dominują tu zamienniki i szeroko rozumiana fantazja. To funkcja jest ważna nie forma. Bardzo ekscytujące jest uruchamianie wyobraźni i przywracanie, w myślach odkrywanie dawnej formy samochodów, budynków i ulic.
Największymi atrakcjami Ifni oprócz doskonałych warunków do uprawiania surfingu
;-) są główny plac z kościołem zamienionym na meczet, Palace de Ville czyli ratusz, stara latarnia morska, promenada i niekończące się schody prowadzące na plażę. Najbardziej spektakularne zabytki to budynek w kształcie statku, z wyraźnym mostkiem kapitańskim, dziobem prującym piaski plaży i bulajami na burtach, budynek Admiralicji, oraz Ratusz stojące przy rynku oraz pozostałości kolejki portowej. Dom w kształcie okrętu znajduje się tuż za Hotelem Hiszpańskim. Suerte Loca. To miejsce najlepiej nadające się na bazę do zwiedzania, kryjówkę do pisania powieści lub hipisowski squat. W barze na dole piętrzą się stare książki z wpisami gości z całego świata. Pochwały zbierają kuchnia prowadzona przez właścicieli, taras na dachu z szałasem chroniącym przed prażącym latem słońcem lub wiatrem natarczywym wiosną lub jesienią oraz stara część hotelu. Tutaj czujemy się jak w żywym muzeum, jakbyśmy zostali wprost przeniesieni do świata znanego nam tylko z „Pożegnanie z Afryką”. Niezmienione od wojny wyposażenie i piękne okna z żaluzjami. Zniechęcające dla bardziej wymagających turystów mogą być jedynie wspólne prysznice. Dla tych jednak Hotel oferuje pokoje z łazienkami w nowej części budynku. Z górnego tarasu hotelu możemy obserwować wyczyny surferów w zatoce poniżej, plaża długości około 5 kilometrów jest w zasięgu 3 minut spaceru. Brak na niej wielkich hoteli, dyskotek i tysięcy turystów, oferuje natomiast hektary pustego piasku, wielkie fale i mecze piłki nożnej lokalnej dzieciarni.